Stefan Chrzanowski 1902- 1943
Dyrektor i pedagog Szkoły Podstawowej w Stojeszynie
w dwudziestoleciu międzywojennym
Dwudziestego dziewiątego sierpnia 1943 roku proboszcz parafii Modliborzyce Stanisław Rybka odnotował akt zgonu tragicznie zmarłego Stefana Chrzanowskiego. Tragedia rozegrała się 28 sierpnia około godziny pierwszej w nocy w Stojeszynie, do domu nauczyciela i kierownika miejscowej szkoły Stefana Chrzanowskiego wtargnęli napastnicy, którzy zastrzelili gospodarza. Świadkiem morderstwa była żona - Józefa z Urbańskich Chrzanowska. Mord miał miejsce w czasie okupacji niemieckiej ale jego sprawcami nie byli Niemcy tylko lokalna banda przestępców. Właściwie to na tym tragicznym wydarzeniu koncentruje się większość publikacji, rozważając motywy i tożsamość sprawców zbrodni. Owszem było to ważne choć tragiczne wydarzenie w historii regionalnej, ale dużo rzadziej stawiane jest pytanie kim był Stefan Chrzanowski? Jakim był człowiekiem, skąd i z jakiej rodziny pochodził? Wszak zamordowano mężczyznę szanowanego, w okolicy powszechnienie znanego. Jego tragiczna śmierć nie bez powodu zapisała się w ludzkiej pamięci a przecież był to czas gdy w okolicy rozegrało się wiele ludzkich tragedii. Jednak w tym tekście sama zbrodnia, jej motywy oraz sprawcy została opisana skrótowo bo celem pracy jest krótkie przedstawienie życiorysu człowieka, którego dawni uczniowie wspominali jako spokojnego, życzliwego, oddanego ludziom oraz wszechstronnie uzdolnionego pana Stefana. Zabójstwo dyrektora szkoły w Stojeszynie było nie tylko morderstwem na tle rabunkowym czy politycznym ale też (a może przede wszystkim) bolesną stratą jaką poniosła najbliższa rodzina i lokalna społeczność.
Właściwie to publikacja w tej formie nie miałaby szans powstania gdyby nie wiadomości od osób dla, których Stefan Chrzanowski jest osobą bliską; chodzi tu o panią Annę Kowalik z Chrzanowskich oraz pana Stefana Chrzanowskiego- syna zamordowanego pedagoga. Ich relacje to szereg przekazywanych i opowiadanych w rodzinie wspomnień, na których opiera się niniejszy artykuł. Być może jest to pierwsza praca traktująca nie tyle o motywach i okolicznościach zabójstwa ale o życiu, biografii i rodzinie Stefana Chrzanowskiego.
Stefan Chrzanowski urodził się w Modliborzycach 28 sierpnia 1902 roku jako jedno z sześciorga dzieci Romana Chrzanowskiego i Bronisławy z Trojanowskich. Rodzicami chrzestnymi Stefana zostali Adam Tomiło i Wanda Zielińska (matka słynnego felczera Kazimierza). Roman Chrzanowski pochodził z Zaklikowa, był dobrym i znanym w okolicy murarzem ale też był dość zamożnym rolnikiem o czym wspomniał proboszcz Ignacy Siekierzyński w 1893 roku sporządzając akt małżeństwa Romana i Bronisławy.
Względna zamożność Chrzanowskich to jedno ale na uwagę zasługuje fakt, że w tej rodzinie rozumiano potrzebę zapewnienia edukacji swoim dzieciom. Dowodem na niskie zainteresowanie sprawami edukacji są chociażby XIX wieczne protokoły rad w gminie Modliborzyce. Otóż średnio tylko 5% radnych potrafiło się podpisać, pozostali asygnowali swoją obecność krzyżykami. Jednocześnie radnymi zostawali wówczas ludzie w jakiś sposób wyróżniający się w społeczności, najczęściej tym wyróżnikiem był posiadany majątek.
Wprawdzie od 1 stycznia 1868 roku w Modliborzycach przywrócono (po prawie 50 latach) jednoklasową szkołę elementarną I stopnia, ale wcale nie oznaczało to, że uczęszczał do niej ogół miejscowej młodzieży, poza tym ukończenie jej nie dawało szans na kontynuowanie kształcenia na poziomie gimnazjalnym.
Tymczasem Chrzanowscy opłacali swoim dzieciom guwernanta, który prowadził lekcje w domu i przygotowywał synów Romana i Stanisławy do składania eksternistycznych egzaminów na wyższe szczeble edukacyjne, natomiast córki państwa Chrzanowskich: Anna, Maria i Pelagia edukacji nie pobierały. Nie wynikało to ze złej woli rodziców czy dzieci; takie były wówczas normy społeczne i obyczaje, w myśl których córki należało przede wszystkim „dobrze” wydać za mąż czyli znaleźć im bogatych mężów. Z tego zadania, jak stwierdziła pani Anna, jej dziadkowie wywiązali się bez zarzutu.
Średni z synów Romana i Bronisławy- Franciszek przejął gospodarstwo po rodzicach. W Modliborzycach mieszkał do śmierci w 1972 roku. Natomiast Modest i Stefan kontynuowali naukę. Najstarszy Modest po ukończeniu gimnazjum rozpoczął studia w Wilnie na wydziale farmacji. Musiał być zdolnym i energicznym człowiekiem bo w latach trzydziestych otworzył dobrze prosperującą aptekę w Wysokiem. Natomiast Stefan aby móc kształcić się w gimnazjum musiał zaliczyć program 5 klasowej szkoły miejskiej, takowa istniała chociażby w Janowie czy Kraśniku, ale nie zapominajmy, że nad jego edukacją czuwał osobisty guwernant toteż materiał edukacyjny mógł zaliczyć eksternistycznie czyli wcześniej niż w ciągu 5 lat. Jest to możliwe chociażby z uwagi na fakt, że tak właśnie uczynili Ignacy, Kazimierz i Antoni Zielińscy, najbliżsi sąsiedzi i powinowaci rodziny Chrzanowskich. W swoich życiorysach pisali (życiorys Kazimierza i Antoniego Zielińskich w Centralnym Archiwum Wojskowym), że nad ich edukacją podstawową czuwał ojciec Wincenty Zieliński, który przygotowywał ich do eksternistycznego składania egzaminów obejmujących program szkoły podstawowej. Potwierdzeniem tego założenia (wobec braku dokumentów i świadectw) jest zachowany rysunek, wykonany i podpisany przez Stefana Chrzanowskiego- ucznia II gimnazjum. Dzieło być może jest formą jakiejś pracy zaliczeniowej bo jak wspomniano zostało podpisane, opatrzone nagłówkiem „car rosyjski Mikołaj”. Brak jest daty wykonania pracy, ale kolorowy szkic mocno przypomina zdjęcia ostatniego cara Rosji Mikołaja z 1912-13 roku. Nie do pomyślenia byłoby przedstawianie takich prac po wycofaniu się Rosjan z ziem Królestwa Polskiego. Nawet więcej, samo posiadanie takiej podobizny cara byłoby to wręcz niebezpieczne, nawet na użytek prywatny. Stefan byłby więc gimnazjalistą już w wieku 10- 11 lat, co było realne gdyby zaliczał materiał eksternistycznie czyli szybciej. Zwraca uwagę, że autor dzieła jako uczeń gimnazjum wykazywał się talentami plastycznymi, o których później wspominali jego uczniowie.
Lata I wojny światowej Młody Chrzanowski zapewne spędził w Modliborzycach. Osadzie przez, którą w latach I wojny światowej przechodziły wojska austriackie i rosyjskie, przez którą przetoczyły się dziesiątkująca mieszkańców epidemie tyfusu i czerwonki. Jednocześnie ówcześni biedni, wygłodzeni mieszkańcy Modliborzyc i okolicznych wsi zorganizowali liczny lokalny oddział Polskiej Organizacji Wojskowej (brat Stefana – Franciszek Chrzanowski i jego żona Bronisława działali w POW), organizowali szereg patriotycznych demonstracji i protestów przeciw władzom austriackim, walczyli o wolną Polskę.
W 1918 roku odrodzona Ojczyzna była krajem biednym i zniszczonym przez wojnę a Stefan był wówczas 17 letnim młodzieńcem, który postanowił kontynuować naukę. Oczywiście trudno dziś wyrokować co skłoniło go do wybrania profesji nauczycielskiej, ale zwraca uwagę fakt, że w tym samym czasie kilku jego rówieśników z Modliborzyc, z najbliższego sąsiedztwa, wybrało ten sam kierunek i podjęło pracę w szkole. Chociażby kuzyn Chrzanowskich- Franciszek Wolski ur. w 1904 roku, oraz o siedem lat starszy od Stefana Ignacy Zieliński.
Prawdą jest, że wraz z powstaniem niepodległej Polski zawiązywało się tysiące wiejskich szkół powszechnych, potrzebowano do ich obsługi pracowników oświaty. Dawało to szanse na znalezienie pracy, chociaż w latach dwudziestych XX w. nie najlepiej płatnej to jednak stabilnej. Co ciekawe; młodzi ludzie z terenu gminy Modliborzyce chcący kontynuować swoją edukację z reguły wybierali szkoły w Lublinie, Zamościu, Szczebrzeszynie. Natomiast młody Chrzanowski kształcił się w Sandomierzu. Od 1915 roku istniała tam Męska Szkoła Filologiczna, dająca uprawnienia i podstawy do nauczania w ówczesnym szkolnictwie podstawowym, przekształcona później w Męskie Liceum im. Józefa Piłsudskiego.
Zdolności, chęć kontynuowania nauki a nawet możliwości ekonomiczne młodego człowieka to była tylko jedna strona medalu. Nie wolno zapominać o odległości dzielącej Modliborzyce i Sandomierz. Ze współczesnej perspektywy niespełna 60 kilometrowa trasa nie jest niczym szczególnym, ale sto lat wcześniej była to poważna, daleka wyprawa, odbywana kilka razy w roku. Młodego licealistę do Sandomierza najczęściej odwoził jego starszy brat Franciszek. O jednej z takich wypraw wspomina Anna Kowalik: „ Ojciec odwoził swojego brata do Sandomierza wtedy kiedy drogi były przejezdne. Jedna z takich podróży miała miejsce po Świętach Wielkanocnych. Gdy wyjeżdżali drogi były zamarznięte toteż jechali sańmi po śniegu. Niepodziewanie przyszła odwilż, tak duża, że Wisła wylała. Ojciec (Franciszek Chrzanowski) musiał kilka dni czekać aż powrót do domu będzie możliwy”. Zapewnienie edukacji choćby jednemu z dzieci było wyzwaniem finansowym ale też nie lada wysiłkiem dla całej rodziny. Niemniej w tym przypadku okazało ono się uwieńczone pełnym sukcesem. W rodzinie Chrzanowskich nie zachowały się dokumenty potwierdzające datę ukończenia szkoły w Sandomierzu. Zapewne odpowiedni dyplom został przez absolwenta odebrany nie wcześniej niż w połowie lat dwudziestych. Do tego doszły jeszcze lata służby zasadniczej wojskowej podczas młody Stefan uzyskał porucznika.
Brak też poświadczenia kiedy dokładnie Stefan rozpoczął pracę pedagogiczną w szkole w Stojeszynie i na jakim stanowisku. Wiadomo jednak, że z początkiem lat trzydziestych był już kierownikiem tej placówki oświatowej.
Stojeszyn w dwudziestoleciu międzywojennym był dużą miejscowością zamieszkałą przez 933 osób, dla porównania w Modliborzycach mieszkało wtedy 1913 obywateli. Liczba dzieci i młodzieży podlegającej obowiązkowi szkolnemu czy też jak wówczas pisano „dziatwy szkolnej” była podobna. Wystarczy porównać dane zgromadzone przez Dozór Szkolny Gminy Modliborzyce
Nie zapominajmy, że wsie Lute, Dąbie, Wolica, Majdan Modliborski posiadały osobne placówki edukacyjne; natomiast do szkoły w Stojeszynie uczęszczały też dzieci z Felinowa i Grabczychy. Inna sprawa, że inaczej niż dzisiaj rozumiano pojęcie „obowiązek szkolny” o czym jeszcze poniżej. W inny sposób odbywała się organizacja zajęć lekcyjnych. Owszem istniał (jak wspomina syn dyrektora Chrzanowskiego, budynek ten istnieje do dziś) wydzielony budynek w centralnej części wsi, w którym znajdowały się pomoce naukowe, pomieszczenia mieszkalne dyrektora i jego rodziny, ale rzeczą naturalną było wynajmowanie klas lekcyjnych w domach prywatnych. Tak było w Stojeszynie, Dąbiu, Modliborzycach; szczególnie tam gdzie kształcono więcej niż jeden oddział młodzieży.
Tymczasem w Stojeszynie uczniów nie brakowało. W 1933 roku prezes Gminnego Dozoru Szkolnego- ksiądz Rybka raportował do władz powiatowych w Janowie Lubelskim o „przepełnieniu sal lekcyjnych”. Naturalnie ten temat jako pierwszy musiał zasygnalizować Gminnemu Dozorowi Szkół w gminie Modliborzyce dyrektor Chrzanowski. Trzeba przyznać, że kierownik szkoły wybrał dobry moment do zgłoszenia problemu oświatowego bo od 1932 roku w Polsce wprowadzano reformę oświatową. W szkolnictwie powszechnym wydłużano, upowszechniano i wprowadzono jednolity system oświatowy ale też znacząco doposażano szkoły. W myśl ustawy: „Klasa wyposażona miała być w tablicę oraz ławki. Ich liczba uzależniona była od liczebności uczniów”.
Istotnie sytuacja lokalowa musiała być trudna bo ten sam Dozór Szkolny Gminy Modliborzyce wykazywał 200 uczniów szkoły w Stojeszynie stłoczonych w 3 salach lekcyjnych. Dodajmy, że wytyczne dotyczące liczebności uczniów w klasie dopuszczały normy do 60 osób „dziatwy szkolnej w jednej izbie lekcyjnej”. Wprawdzie przekroczenie tej „normy” w dwudziestoleciu międzywojennym było częste, w środowiskach wiejskich problemem było podejście do oświaty i życia codziennego bo „Dzieci znikały ze szkoły w czasie robót wiosennych i jesiennych i często już do niej nie wracały”. Pracująca w Stojeszynie z miejscową młodzieżą pani Józefa Chrzanowska wspominała: „Dzieci nie chodziły do szkoły w wybranych miesiącach kiedy tylko zaczęły się prace polowe w klasach było po kilkoro uczniów a czasem nie przychodził nikt” (relacja Stefana Chrzanowskiego).
Niemniej obowiązek szkolny istniał, liczba zapisanych uczniów była duża a zabiegi kierownika szkoły i księdza Rybki w tym punkcie zakończyły się pełnym sukcesem bo w następnym roku szkolnym znalazły się fundusze na utworzenie kolejnego oddziału klasowego. Gorzej wyszła realizacja pomysłu zorganizowania w Stojeszynie 5 klasowej Szkoły Powszechnej i budowa osobnego, dużego budynku z przeznaczeniem na placówkę oświatową. Nie wiadomo do końca czy pomysł dyrektora szkoły i prezesa dozoru miał szanse powodzenia, czy zwyczajnie „licytowali wysoko” wiedząc, że pomysł jest nierealny? Najpoważniejszym problemem były pieniądze, tych w kasie samorządu gminy zwyczajnie było za mało a lokalna wiejska społeczność była zbyt biedna by z własnych składek wznieść okazały budynek szkolny. Podobny pomysł próbowano zrealizować kilka lat później w Modliborzycach i tu również trudno do końca wyrokować czy realizację planu istotnie zniweczył wybuch wojny czy odkładano go ze względu na finanse? Zachowały się dzienniki lekcyjne, które podpisywał i opatrywał swoimi komentarzami dyrektor Chrzanowski. Oprócz pięknej kaligrafii zwraca uwagę styl wypowiedzi pana Stefana; zwięzły a jednocześnie jasny, poprawny stylistycznie.
Chrzanowski sprawdzał się jako dyrektor i gospodarz powierzonej mu placówki. Niewątpliwie sprawdzał się jako nauczyciel i pedagog, jego syn wspomina relacje byłych uczniów dawnej szkoły w Stojeszynie: „W rozmowach z ludźmi zawsze przewijały się ciepłe słowa wspomnień. Ojciec zachwycał piękną grą na skrzypcach. W czasach gdy radio czy adapter były rzadkością wielu przychodziło by posłuchać muzyki w jego wykonaniu”. Jan Pietras wspomina też w swoich „Pamiętnikach”, że często zapraszał Chrzanowskiego „by zebrani na wykłady Uniwersytetu Ludowego w Dąbiu mogli też posłuchać gry na skrzypcach w wykonaniu pana Chrzanowskiego”. Pan Stefan posiadał też uzdolnienia manualne; o jego zamiłowaniu do rysowania wspomniano powyżej, ale potrafił też konstruować proste radia tranzystorowe. W czasie okupacji posiadania radia było zakazane i proceder był niebezpieczny toteż tego typu zamówienia wykonywał wyłącznie dla osób znajomych i zaufanych.
W latach trzydziestych XX wieku w życiu pana Stefana zaszły poważne zmiany. Chodzi nie tylko o sukcesy zawodowe, ale też osobiste. A mianowicie w 1931 roku młody dyrektor przyjął do pracy w charakterze nauczyciela pannę Józefę Urbańską. Nauczycielka pochodziła z miejscowości Skole, dziś jest to na terenie Ukrainy, przy polskiej granicy, niedaleko Stryja, Stanisławowa i oddalonej o 108 kilometrów od Lwowa. W powiecie janowskim pani Józefa znalazła się przypadkowo. Początkowo podjęła prace jako guwernantka dzieci państwa Przanowskich- dziedziców Potoczka. Z początkiem lat trzydziestych udało się jej znaleźć zatrudnienie w szkole podstawowej w Stojeszynie. Nie wiadomo czy Stefan i Józefa poznali się w pracy zawodowej czy może znali się już wcześniej. Wiadomo jednak, że decyzja o zawarciu związku małżeńskiego została źle przyjęta przez rodzinę pana młodego.
Z naszego punktu widzenia może to dziwić, ale 90 lat temu sprawa wyglądała nieco inaczej. Jak wspomniano Stefan pochodził z zamożnej rodziny, mieszkał i pracował w środowisku, z którego się wywodził. Zawarcie związku małżeńskiego często było kwestią porozumienia się dwóch rodzin, w grę rzecz jasna wchodziły również sprawy majątkowe. Nie zapominajmy też, że państwo Chrzanowscy dołożyli starań i kosztów by wykształcić syna najlepiej jak mogli i na ile było ich stać. Natomiast panna Urbańska, chociaż wykształcona, była jednak osobą z zewnątrz, o zamożności i znaczeniu jej rodziny miejscowi wiedzieli niewiele. Podsumowując „Babcia (pani Bronisława Chrzanowska) była niechętna temu małżeństwu, z synową rozmawiała raczej rzadko a prawdopodobnie miała już upatrzoną jakąś inną partię dla syna”. Ostatecznie Stefan Chrzanowski i Józefa z Urbańskich wzięli ślub w 1934 roku a w 1937 roku urodził się ich pierwszy syn Zbigniew.
W zawodowym i prywatnym życiu Stefana Chrzanowskiego wszystko układało się pomyślnie; był szanowanym i znanym człowiekiem, otoczonym kochającą rodziną. Mógł się spodziewać tylko lepszej przyszłości gdyby nie wybuch II wojny światowej. Jak pokazał czas rodzinie Chrzanowskich w czasie wojny dane było przeżyć nie jedną tragedię. Podczas bombardowania Modliborzyc we wrześniu 1939 roku zginęła żona Franciszka Chrzanowskiego Bronisława ze Stachurskich. Niestety nie była to ostatnia przedwczesna śmierć w tej rodzinie.
Porucznik Wojska Polskiego Stefan Chrzanowski zapewne był powiązany z partyzantką, jego zdolności a też znajomość środowiska lokalnego nie były bez znaczenia. Jak twierdzi syn zamordowanego dyrektora szkoły byli żołnierze Armii Krajowej złożyli się by ufundować mu pierwszokomunijną wyprawkę, stąd wniosek, że dyrektor szkoły był aktywnym członkiem polskiej prawicowej partyzantki.
Napady rabunkowe w końcu 1943 w okolicy zdarzały się bardzo często mieszkająca w w czasie wojny w Modliborzycach pani Anna Turecka z Wolskich wspomina „Okres 1943 i początek 1944 nader często zdarzały się napady band, ludzi z lasu a po cichu mówiono, że to z sąsiednich wsi. Podjeżdżali furmankami i z krzykiem wpadali do domów. Żądali pieniędzy ale zabierali wszystko garnki, kożuch, w którym ktoś był widziany w kościele. Częste były rozboje i pobicia. Mama ( Wanda z Olszewskich Wolska) w samych Modliborzycach naliczyła 13 takich wizyt”. Jak wspomniano na wstępie był to czas, w którym wydarzyło się wiele podobnych ludzkich tragedii.
Czy oprócz motywu rabunkowego zabójstwo miało jakieś podłoże polityczne? Czy było inspirowane przez lewicową partyzantkę a może niemieckiego okupanta? Tego też nie można wykluczyć. Wszak mordercy nie kryli się ze swoją tożsamością, pozostawili świadków zbrodni. Tego dnia w domu pana Chrzanowskiego przebywał też Stefan Bąk, który również został zabity oraz Józefa Chrzanowska i (jak podaje pani Anna Kowalik) pani Olszowa z Modliborzyc. Dramat rozegrał się nocą 28 sierpnia 1943 roku; domownicy spali gdy do domu wtargnęło trzech uzbrojonych mężczyzn. Napastnicy nie wykazywali pośpiechu, mimo błagań pani Józefy, która była w zaawansowanej ciąży, zabili jej męża Stefana. Owszem, można przypuszczać, że Stefan Chrzanowski próbował się bronić, był ponoć silnym i sprawnym mężczyzną, do zabójstwa mogło dojść w trakcie jakiejś „szamotaniny”, ale ci sami sprawcy zamordowali też przyjaciela Chrzanowskich- Stefana Bąka. Następnie przeszukiwali mieszkanie, skradli rzeczy codzienne: garderobę, pościele, pierzyny stąd wniosek, że napad miał charakter rabunkowy ale przecież gdyby chodziło tylko o rabunek nie musiało by dojść do morderstwa dwóch znanych i szanowanych mężczyzn. Sprawców rozpoznano jako członków bandy Skrzypka. Po niemal osiemdziesięciu latach wspomina syn zamordowanego- Stefan Chrzanowski „Człowiek, który zamordował ojca mieszkał niedaleko, wszyscy wiedzieli co zrobił, ale nigdy nie czułem chęci zemsty czy uczynienia mu jakiejkolwiek krzywdy. Chociaż przez całe życie ojca mi brakowało a jednocześnie czułem jego obecność”.
O zajściu szybko powiadomiono rodzinę w Modliborzycach. Na miejsce przybył brat Stefana – Franciszek. To on zajął się przygotowaniem pogrzebu. Następnego dnia Franciszek Chrzanowski i Stefan Gabryszewski zawiadomili o tragedii księdza Rybkę, który sporządził akt zgonu „nauczyciela lat czterdzieści liczącego, urodzonego w Modliborzycach a w Stojeszynie zamieszkałego.” Ciało znanego pedagoga i energicznego kierownika szkoły w Stojeszynie spoczęło na cmentarzu w Modliborzycach. Niestety nie była to ostatnia tragedia i nie ostatnia ofiara jaką poniosła ta rodzina. Jak wspomniano Modest Chrzanowski, studiował w Wilnie a przed wojną założył dobrze prosperującą aptekę w Wysokiem. W 1946 roku jego dom napadła grupa bandytów. Aptekarza uprowadzono a po kilku dniach znaleziono ciało Modesta Chrzanowskiego. W czasie wojny mężów straciły też siostry Stefana i Modesta. Mąż Anny z Chrzanowskich- Michał Stachurski zginął w Oświęcimiu. Mąż Julii z Chrzanowskich -Franciszek Lorenz zginął w okolicach Przemyśla.
Po śmierci Stefana pani Józefa wraz z małym Zbigniewem przeniosła się do pobliskich Modliborzyc, do rodziny męża. W Modliborzycach jesienią 1943 roku, trzy miesiące po śmierci ojca, przyszedł na świat najmłodszy z Chrzanowskich- Stefan.
O zbrodni zapewne mówiono w okolicy wiele i wielu współczuło pani Józefie. Dyrektor szkoły w Stojeszynie był w środowisku lubiany zarównano przez uczniów jak i nauczycieli ponadto sytuacja materialna owdowiałej Chrzanowskiej, która samotnie wychowywała dwóch małoletnich synów musiała być szczególnie trudna. Zachowały się protokoły pierwszych powojennych zebrań nauczycieli pracujących w gminie Modliborzyce czyli „Zarządu Ogniska Związku Nauczycielstwa Polskiego w Modliborzycach”. Zebrania miały miejsce 17 i 20 grudnia 1944 roku. Oprócz ustalenia składu „Komisji Kontrolującej” i „Sądu Koleżeńskiego” podjęto uchwałę w myśl, której 15 nauczycieli dobrowolnie przekazać miało 20% swojego wynagrodzenia przekazało jako wsparcie dla Józefy Chrzanowskiej. Prezes Ogniska Marian Jaremkiewicz pisał do Zarządu Powiatowego w Kraśniku: Składki wyżej wymienione proszę wpisać na nazwisko p. Chrzanowskiej w miesiącach od grudnia 1944 do marca 1945 roku.
Wojna dobiegała końca ale dla Józefy Chrzanowskiej i rodziny Urbańskich nie oznaczało to końca kłopotów. Jeszcze w 1944 roku zmiany granic nie były pewne, ani oficjalnie ustalone. Józefa wraz z synami, powróciła do rodzinnego Skole. Zmieniały się granice i polityka a władza sowiecka szybko dała się we znaki Polakom mieszkającym za nowo ustalonymi granicami. Polacy ze Skole wyemigrowali na Węgry ale nie był to koniec exodusu Chrzanowskich i Urbańskich.
Z Węgier w 1947 roku pani Józefa wraz z synami powróciła do Polski a dokładniej do Zaklikowa. Mieszkańcy Zaklikowa choć początkowo nieco nieufni wobec przyjezdnych, szybko zżyli się z nowymi mieszkańcami osady. Chrzanowska i jej synowie zostali zakwaterowani w służbowym mieszkaniu ponadto wdowa jako wykwalifikowany pedagog, rozpoczęła pracę w szkole w Zaklikowie. Pan Stefan zapamiętał te lata „Matka pracowała ciężko na dwie zmiany, za dnia ucząc dzieci a potem w szkole wieczorowej dla osób dorosłych. Potem pracowała w aptece w Zaklikowie”. Rodzina z Modliborzyc utrzymywała kontakty z Józefą i jej synami. Ten czas tak zapamiętała pani Anna Kowalik: „Ojciec (Franciszek Chrzanowski) dzierżawił pole po bracie Stefanie. Co jakiś czas woził do Zaklikowa ziemniaki i inne produkty rolne. Droga była długa, wóz na żelaznych kołach podskakiwał na kamienistej, nierównej drodze. Natomiast Stryjenka była osobą bardzo sympatyczną, pracowała w miejscowej aptece a kiedy przeszła na emeryturę pracę po niej przejęła siostra Maria Drzymała”.
Od czasu tragedii minęło kilkadziesiąt lat. Spełniły się zabiegi i marzenia dawnego dyrektora i księdza Rybki bo lokum szkoły w Stojeszynie to dziś zadbany, okazały budynek mieszczący wszystkie klasy uczącej się „dziatwy szkolnej”. W grobowcu rodziny Chrzanowskich na cmentarzu w Modliborzycach spoczywają doczesne szczątki pedagoga, kierownika szkoły, oficera Wojska Polskiego. Człowieka energicznego, utalentowanego, zasłużonego dla dla środowiska lokalnego.